środa, 7 sierpnia 2013

Porno i duszno - Highschool of the Dead


Ciężko czasem podejść do oceniania czegoś bez żadnych uprzedzeń. Chociaż naprawdę się starałem, obiło mi się o uszy jakie to anime jest głupie, odmóżdżające i że w ogóle nie powinienem się za nie brać. Lecz ja, zważając na fakt, iż pomimo męczenia tematyki zombie wszędzie gdzie tylko się da, dosyć lubię te klimaty – postanowiłem jednak spróbować. Czy wyszło mi to na dobre? Cóż, grunt aby niczego nie żałować...

ROZŁUPYWANIE CZASZEK DLA OPORNYCH

Może zacznę od tego, iż jest to propozycja dla dosyć specyficznego odbiorcy. Po pierwsze: osoby dobrze zaznajomione z mangą mogą się podczas seansu zanudzić na śmierć. Dlaczego? Ponieważ różnicy pomiędzy fabułą, anime jak i wspomnianej mangi, są kosmetyczne. W sumie sprowadzają się one do tego, iż od czasu do czasu zobaczymy jakieś wydarzenie z innej perspektywy czy historia pójdzie trochę innym torem. Może na tak zwanym „papierze” wygląda to całkiem nieźle, ale w rzeczywistości różnice są mało zauważalne. Po drugie: nie jest to poważna opowieść o psychice człowieka, życiu w brutalnym świecie opanowanym przez krwiożercze bestie czy przetrwaniu.

Ma ona bardzo luźny ton i pokazuje (jak dla mnie) dosyć ciekawy aspekt który nurtował mnie przy okazji każdego kolejnego filmu (czy gry) z truposzami w roli głównej – co byłoby gdyby przeciętny człowiek (mam tu na myśli szczególnie osoby młode) zaznajomiony z licznymi dziełami popkultury opowiadającymi o żywych trupach zobaczył włóczące się po ulicach zombie.

Dodany obrazek

Fabuła nie zaskakuje: mamy wyrwany z kontekstu początek, następnie przenosimy się w spokojniejsze miejsce, aby już bez problemów bliżej poznać bohaterów i oczekujemy momentu gdy wszystko się zacznie - ktoś zostanie pogryziony. Tak to mniej więcej wygląda w skrócie. Bardziej się zagłębiając: pewnego dnia po ulicach zaczynają się pałętać umarlaki, a całość skupia się na grupce licealistów, która podczas, niby zwyczajnego, pobytu w szkole staje się widownią dla rozgrywającej się przed ich oczami tragedii. Tradycyjnie, do bohaterów jeszcze wrócę, teraz natomiast chciałbym bliżej przyjrzeć się jakości przedstawionej opowieści.

Więc: jest całkiem niezła. Nie ma w niej żadnych zwrotów akcji, nie zapada w pamięć, ale jej budowa sprawia, że losy postaci ogląda się z przyjemnością. Jakby bliżej wszystko przeanalizować to w sumie historia czasami jest niespójna i dosyć miałka. Dlaczego więc wciąż twierdzę, że jest niezła? Ponieważ śledziłem ją z przyjemnością i nieustającym uśmiechem na twarzy. Jak już mówiłem, budowa gra tutaj pierwsze skrzypce i gdyby nie ona byłoby dużo gorzej. O czym właściwie mówię?

Już wyjaśniam: znajdziemy tu miejsce i na spokojniejsze sceny, gdzie po prostu słuchamy prowadzonych dialogów dowiadując się co nieco o bohaterach, jak również akcję pędzącą na złamanie karku, a jednak wyjątkowo umiejętnie podaną, plus jeszcze masę dowcipów i puszczania oczka do widzów. Chyba to właśnie ten ostatni element najbardziej zapisał mi się w pamięci. Uściślając historia nie jest najwyższych lotów (i w sumie to po prostu bardzo wierna adaptacja mangi, co także już nadmieniłem), ale scenarzyści umiejętnie to maskują, dzięki czemu na nudę nikt narzekać nie powinien. Oczywiście, gdybym bardzo się postarał to mógłbym znaleźć wiele argumentów za tym, iż fabuła jest po prostu słaba, tylko po co, skoro sprawiała mi przyjemność i spełniała swoją rolę?

Dodany obrazek

POKAŻ MI SWOJĄ KATANĘ

Teraz czas na element który bardzo cenię sobie w anime (może nawet najbardziej) -  postacie. Zacznę od tego, że chociaż przez całą opowieść kilka postaci pobocznych się przewija, główne skrzypce i tak gra wspomniana grupka licealistów. Kogo w niej znajdziemy? Głównym bohaterem jak i liderem grupy jest chłopak imieniem Takashi. Chociaż z początku wydawał mi się narwany i trochę lekkomyślny, to uczucie bardzo szybko zniknęło i uznałem, że potrafi być rozważny i pełnić rolę przywódcy.

Drugim samcem będącym w grupie jest Hirano – mocno stereotypowy maniak militariów (co w tym przypadku okazuje się bardzo przydatne) i... jedzenia (chyba nie muszę nadmieniać, iż jest on osobą wprowadzającą najwięcej w komicznym aspekcie?). Nie da się jednak ukryć faktu, że chociaż obie z poprzednio wymienionych postaci mają coś ciekawego do zaoferowania na pierwszy plan wysuwa się damska część grupy (gdzieś jeszcze przewija się tragicznie wykreowany antagonista, ale na niego szkoda słów – dostał mało czasu i... po prostu był źle wykreowany).

Zacznę więc od odzyskanej przez bohatera szkolnej miłości – Rei. Niezbyt ją polubiłem. Na tle reszty nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale daleko jej także do bycia wkurzającą bohaterką. Powiedziałbym raczej, iż jest na swój sposób neutralna i przeważnie ma dobre intencje. Następna niech będzie wojownicza Saeko Busujima. Jeśli chodzi o postacie kobiece – zdecydowanie jedna z moich dwóch faworytek. Chociaż zachowuje się skromnie i wygląda na osobę bardzo skrytą sprawia wrażenie dziewczyny, która w grupie ma najwięcej do powiedzenia. A zresztą: czy wojowniczka tnąca zombie kataną może nie być fajna?

Odkładając żarty na bok, dochodzę do mojej drugiej faworytki – Takagi. Szczerze mówiąc, sam nie wiem dlaczego ją lubię. Jest złośliwa, wiecznie naburmuszona i wyraźnie rozpieszczona. Mimo to, ku nawet mojemu zdziwieniu, bardzo przypadła mi do gustu. Mniej więcej w połowie serii do wymienionych bohaterów dołącza młodziutka Alice, ale nie ma ona na wizji zbyt dużo poświęconego czasu więc w sumie nie można o niej zbyt wiele napisać. I tak dochodzę do najsłabszego ogniwa całej ferajny – szkolnej pielęgniarki imieniem Shizuka. Niestety dosyć mocno zalatywała mi kawałową blondynką, a nawet pomijając to, jakoś szczególnie swojej obecności w opowiadanej historii nie odznaczyła.  

Dodany obrazek

TO CO WIDZĘ, TO CO LUBIĘ

Aspekt wizualny. Więc, od czego by tu zacząć? Kreska mi się spodobała, postacie są wykonane starannie, zombiaki to zombiaki, wielkiej finezji do nich nie trzeba, a tła również wyglądają dobrze. Niestety muszę tu rozwinąć coś o czym nie napisałem jeszcze ani słowa, a towarzyszy nam w każdym odcinku – ecchi. Cóż, nie będę kłamał, jest go dużo, a twórcy bardzo lubią używać zwolnionego tempa i nietypowych ujęć. Nie muszę być jasnowidzem aby domyślić się, iż takie praktyki wiele osób po prostu szybko zrażą albo nie przypadną im do gustu. A jak ze mną? Cóż, pomimo licznego występowania takowych scen i faktu, że wiele z nich przeczy prawom fizyki (piersi zachowują się nieraz jak średnio zastygnięta galareta) – byłem na to przygotowany, toteż zbytnio całego tego „przeładowania” nie odczułem. Muzyka gra gdzieś w tle, są to głównie rockowe kawałki (do takich należy także, całkiem niezły, opening), ale ogółem dobrze dopełnia całą akcję. A tej jest wyjątkowo dużo i naprawdę miło się ją ogląda. Jednym słowem strona techniczna jest zrealizowana na wysokim poziomie.

Dodany obrazek

GIRLS & ZOMBIE

W dwóch słowach: jestem zadowolony. Lubię historię o zombie (mimo wszystko), a że ta dodatkowo jest rozluźniająca, potrafi rozśmieszyć i jest podparta całkiem fajną mangą, nie pozostaje mi nic innego jak polecić tym którzy zaakceptują dużo niekiedy kuriozalnego ecchi i ogólną specyfikę całości. Spróbujcie, może akurat przypadnie wam do gustu.

4 komentarze:

  1. A może czas na nową publicystykę?
    Want games.

    PS
    Sprzedałeś się. :P

    PPS
    To chyba jakiś żart z tymi zabezpieczeniami na blogspocie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, oj. Coś naskrobię, nie martw się.

      A tak w ogóle, sprzedany czy nie, ważne że ktoś chce kupić :P

      A o żadnych zabezpieczeniach nic nie wiem.

      Usuń
    2. Mówić o sprzedaniu się i dostać podwójnego bana. ;__;

      Usuń