Nie wiem naprawdę, co mam myśleć o tym anime. Jest dziwne, być może trochę trudne w odbiorze, odcinki cały czas jadą na jednym schemacie, a pomimo tego bardzo przyjemnie śledzi się losy bohaterów. Jest tutaj miejsce na akcję, spokojniejsze momenty i duże dawki (we mnie zdecydowanie trafiającego) humoru. Ale od początku.
Niuanse fabularne
Głównym bohaterem Bakemonogatari jest licealista imieniem Koyomi Araragi. To raczej typowy młodzieniec i z pozoru niczym nie wyróżnia się na tle rówieśników. Uczy się słabo (co ma przełożenie na jego równie słabe oceny), kontakty rodzinne nie są jego mocną stroną, żyje całkowicie normalnie, nie posiada zbyt wielu przyjaciół (chociaż nie jest to doprecyzowane, przez całą opowieść przewija się tylko jedna jego przyjaciółka - Tsubasa Hanekawa, nie wliczając oczywiście osób, które bohater pozna później), ale za to ma duże tendencje do wtykania nosa w nie swoje sprawy.
Niuanse fabularne
Głównym bohaterem Bakemonogatari jest licealista imieniem Koyomi Araragi. To raczej typowy młodzieniec i z pozoru niczym nie wyróżnia się na tle rówieśników. Uczy się słabo (co ma przełożenie na jego równie słabe oceny), kontakty rodzinne nie są jego mocną stroną, żyje całkowicie normalnie, nie posiada zbyt wielu przyjaciół (chociaż nie jest to doprecyzowane, przez całą opowieść przewija się tylko jedna jego przyjaciółka - Tsubasa Hanekawa, nie wliczając oczywiście osób, które bohater pozna później), ale za to ma duże tendencje do wtykania nosa w nie swoje sprawy.
W taki też sposób poznaję osobę, będącą głównym motorem napędowym opowieści (przynajmniej na początku) – Hitagi Senjogaharę. Jak mówiłem Araragi jest zwyczajny tylko z pozoru. Szybko bowiem okazuje się, iż posiada on moce regeneracyjne będące spuścizną bo byciu wampirem. Za to jego, wyżej wspomniana, towarzyszka ma dość nietypowy problem. Ktoś odebrał jej wagę, przez co stała się lekka jak piórko. Ku jej początkowej niechęci, jedyną osobą, która może jej pomóc jest Meme Oshino – znajomy Koyomiego i ekspert od dziwactw.
Tak mniej więcej prezentuje się historia opowiadana w tym anime. Czy jest dobra? Cóż, zważając na fakt, że co kilka odcinków jesteśmy karmieni schematem ustalonym na początku (Araragi znajduje kogoś z dziwacznym problemem, zaprowadza go do Oshino, potem młodzian pomaga ofierze dziwactwa się go pozbyć i tak w kółko), a historia mimo to jest spójna i wciąż interesuje, to na pewno mocny argument, aby odpowiedzieć na to pytanie twierdząco.
Tak mniej więcej prezentuje się historia opowiadana w tym anime. Czy jest dobra? Cóż, zważając na fakt, że co kilka odcinków jesteśmy karmieni schematem ustalonym na początku (Araragi znajduje kogoś z dziwacznym problemem, zaprowadza go do Oshino, potem młodzian pomaga ofierze dziwactwa się go pozbyć i tak w kółko), a historia mimo to jest spójna i wciąż interesuje, to na pewno mocny argument, aby odpowiedzieć na to pytanie twierdząco.
Nie wiem jak to się dzieje, ale autentycznie każde dziwactwo (tak są tu nazywane nietypowe przypadłości, najczęściej związane z demonami czy pomniejszymi bożkami) potrafi zaintrygować na tyle, że widz chce dowiedzieć się o nim więcej. Nie jestem oczywiście jeszcze na tyle obeznany, aby móc powiedzieć czy fabuła jest oryginalna, ale jako tło dla wydarzeń jakie mamy przyjemność oglądać – prezentuje się nad wyraz dobrze. Mimo że, przypominam, przez prawie cały czas jedzie na jednym i tym samym schemacie. Ale nawet pomimo tego, największy wkład w to, iż opowiadana historia jest dobra, mają moim zdaniem postacie. Świetne postacie.
Festiwal osobowości
Na pierwszy ogień niech pójdzie duet Hitagi i Koyomi. On – trochę ciamajdowaty i łatwo bulwersujący się ex-wampir i ona – złośliwa, inteligentna i przebiegła. Wybuchowe połączenie, jak najbardziej udane. Sposoby w jakie się ze sobą sprzeczają są naprawdę zabawne, a jakby tego było mało, naprawdę czuć, że tam jest chemia! Serio, połączenie wody i ognia w jedno było znakomitym pomysłem i z pełną odpowiedzialnością tych słów, stwierdzam, iż relacja tych dwoje to najmocniejszy punkt fabuły i jednocześnie jedna z tych rzeczy, jakie ogląda się w tym anime z największą przyjemnością. Przyznaję, na samym początku prawie w ogóle nie czuć, że z ich znajomości będzie romans, lecz nie trzeba ekspertów, aby odkryć, iż coś wisi w powietrzu. A im dalej w las tym to uczucie się pogłębia.
Oprócz tych dwojga mamy też oczywiście inne postacie, których również nie sposób nie polubić. Wiem, iż strasznie wychwalam ten element, ale każda z nich ma swoje własne, unikatowe cechy, wyróżniające się na tle reszty i nie sposób tego nie zauważyć. Nawet ci mniej sympatyczni bohaterowie (co może być jedną z wad – jest ich tu jak na lekarstwo) mają w sobie ten rodzaj uroku, który sprawia, że na pewno znajdą swoich wielbicieli.
Na pierwszy ogień niech pójdzie duet Hitagi i Koyomi. On – trochę ciamajdowaty i łatwo bulwersujący się ex-wampir i ona – złośliwa, inteligentna i przebiegła. Wybuchowe połączenie, jak najbardziej udane. Sposoby w jakie się ze sobą sprzeczają są naprawdę zabawne, a jakby tego było mało, naprawdę czuć, że tam jest chemia! Serio, połączenie wody i ognia w jedno było znakomitym pomysłem i z pełną odpowiedzialnością tych słów, stwierdzam, iż relacja tych dwoje to najmocniejszy punkt fabuły i jednocześnie jedna z tych rzeczy, jakie ogląda się w tym anime z największą przyjemnością. Przyznaję, na samym początku prawie w ogóle nie czuć, że z ich znajomości będzie romans, lecz nie trzeba ekspertów, aby odkryć, iż coś wisi w powietrzu. A im dalej w las tym to uczucie się pogłębia.
Oprócz tych dwojga mamy też oczywiście inne postacie, których również nie sposób nie polubić. Wiem, iż strasznie wychwalam ten element, ale każda z nich ma swoje własne, unikatowe cechy, wyróżniające się na tle reszty i nie sposób tego nie zauważyć. Nawet ci mniej sympatyczni bohaterowie (co może być jedną z wad – jest ich tu jak na lekarstwo) mają w sobie ten rodzaj uroku, który sprawia, że na pewno znajdą swoich wielbicieli.
Nie tylko każda z nich ma swoje przysłowiowe pięć minut, ale także, autorzy korzystają z bohaterów na każdym kroku, nawet wtedy, gdy zejdą już z głównej sceny ustępując miejsca następnym. Intrygują, śmieszą i przede wszystkim ubarwiają opowieść dodając jej kolorów. Szczerze powiedziawszy, twórcy nie silili się nawet zbytnio, aby przedstawiać nam ich życiorys, w większości przypadków ograniczając się tylko do niezbędnych informacji (chociaż zdarza się kilka wyjątków od tej reguły więc również nie mogę postrzegać tego jako wadę). Są fajne i już.
Technikalia
Kreska jest dość specyficzna. Postacie są wykonane bardzo ładnie i, chociaż nie obfitują w szczegóły, wyglądają dobrze. Tła również są często mało szczegółowe, co mógłbym uznać za wadę, gdyby nie fakt, że całość jednak prezentuje się miło dla oka i mam wrażenie, iż twórcom chodziło dokładnie o taki efekt.
Kreska jest dość specyficzna. Postacie są wykonane bardzo ładnie i, chociaż nie obfitują w szczegóły, wyglądają dobrze. Tła również są często mało szczegółowe, co mógłbym uznać za wadę, gdyby nie fakt, że całość jednak prezentuje się miło dla oka i mam wrażenie, iż twórcom chodziło dokładnie o taki efekt.
W ruchu wszystko prezentuje się jeszcze lepiej. Bohaterowie podczas licznych dialogów poruszają się naturalnie (oczywiście, jeśli pozwala na to sytuacja) i jedynymi rzeczami na jakie bym tutaj psioczył są, po pierwsze: plansze z tekstem. Gdy pojawiają się na odpowiednią ilość czasu i nie zawierają zbyt dużo tekstu (gdybym miał bronić tego rozwiązania na pewno nadmieniłbym, iż zwykle plansze te zawierają jeden lub maksymalnie kilka wyrazów) – OK. Ale w sytuacji gdy mam ułamek sekundy na przeczytanie ściany tekstu, robi się lekko nieprzyjemnie. Niby można to na wszelakie sposoby obejść (przeczytać później, przewinąć, zrobić pauzę), ale jest to lekko irytujące i wybijające z rytmu.
Druga sprawa: nie lubię, gdy postacie robią nagminnie dziwne, nienaturalne miny. Owszem, jestem gotów to znieść i jeśli nie występuje w kuriozalnych ilościach – nie mam nic przeciwko. Tutaj natomiast, co parę chwil postaciom znikają nosy, oczy się powiększają, zaczynają dziwnie wymachiwać rękami i tak dalej. Chyba ktoś tu przedobrzył.
Druga sprawa: nie lubię, gdy postacie robią nagminnie dziwne, nienaturalne miny. Owszem, jestem gotów to znieść i jeśli nie występuje w kuriozalnych ilościach – nie mam nic przeciwko. Tutaj natomiast, co parę chwil postaciom znikają nosy, oczy się powiększają, zaczynają dziwnie wymachiwać rękami i tak dalej. Chyba ktoś tu przedobrzył.
Warstwa dźwiękowa to kolejny mocny element Bakemonogatari. Muzyka jest rytmiczna i pasuje do oglądanych przez nas wydarzeń. Minusem tutaj może być to, że po jakimś czasie utwory zaczynają często się powtarzać. Ale jako że dotychczas nigdzie indziej mi to nie przeszkadzało, tak i tutaj, przez wzgląd, iż muzyka jest przyjemna i fajnie dopełnia akcję – nie narzekam. Głosy są dobrane znakomicie i każdy z aktorów spełnia równie znakomicie swoje zadanie. Wszelakie emocjonalne uniesienia naszych bohaterów, mimo wszystko, brzmią dobrze i ani razu nie miałem wrażenia sztuczności, jakiej nie łatwo uniknąć przy takich produkcjach.
Słowem zakończenia
Chyba nikt nie zdziwi się jak powiem (przecież jasno wynika to z tekstu): podobało mi się. Może i całość jest specyficzna i umysł przeciętnego Europejczyka może nie wytrzymać natłoku dziwactw, ale mnie to odpowiadało. Losy Araragiego śledzi się z przyjemnością (o ile Hitagi jest czasem przez scenarzystów odsuwana od głównych wydarzeń, o tyle Koyomi towarzyszy nam przez niemal cały czas) i zainteresowaniem. Dużo tutaj humoru, akcji i jeśli tylko ktoś zaakceptuje specyfikę tego anime, powinien być zadowolony.
Słowem zakończenia
Chyba nikt nie zdziwi się jak powiem (przecież jasno wynika to z tekstu): podobało mi się. Może i całość jest specyficzna i umysł przeciętnego Europejczyka może nie wytrzymać natłoku dziwactw, ale mnie to odpowiadało. Losy Araragiego śledzi się z przyjemnością (o ile Hitagi jest czasem przez scenarzystów odsuwana od głównych wydarzeń, o tyle Koyomi towarzyszy nam przez niemal cały czas) i zainteresowaniem. Dużo tutaj humoru, akcji i jeśli tylko ktoś zaakceptuje specyfikę tego anime, powinien być zadowolony.
0 komentarze:
Prześlij komentarz