wtorek, 6 sierpnia 2013

When somebody dies - Mirai Nikki


Mirai Nikki było jednym z tych anime które pomimo tego, że kilka osób mi tą przygodę odradzało, miałem największą ochotę obejrzeć. Czy był to właściwy wybór? Na moje nietypowe (a może typowe?) gusta – strzał w dziesiątkę. Innymi słowy: zostałem kupiony. Znowu.

One more story

Historia jaką ma do opowiedzenia Mirai Nikki kręci się wokół młodego chłopca imieniem Yukiteru Amano. Jest on typem zamkniętym w sobie, do tego dosyć niechętnie zawiera nowe znajomości. Od totalnej depresji ratuje go pisany w telefonie pamiętnik jak również świat wyobraźni – w który to, w chwilach smutku jak i ciemiężącej samotności, z lubością ucieka. We wspomnianym świecie bohaterowi towarzyszą dwaj wymyśleni przyjaciele: bóg czasu i przestrzeni zwany Deus Ex Machina jak i jego służąca Muru Muru. Nie trzeba długo czekać aby bóstwo okazało się całkiem realnym bytem, a telefonowy pamiętnik Amano zaczął przepowiadać przyszłość.

Jak się później okazuje, nie tylko Yuki posiadł taką moc, do tego, aby przeżyć musi on brać udział w grze wymyślonej przez Deusa – wspomniane pamiętniki otrzymało łącznie dwanaście osób, ta która ostatnia pozostanie żywa, będzie nowym bogiem. W zwyciężeniu gry pomaga naszemu bohaterowi Yuno Gasai – dziewczyna obłędnie w nim zakochana i będąca motorem napędowym całej opowieści. Przynajmniej na moje oko. I tak mniej więcej prezentuje się opowiadana tu historia. Mamy dwunastu rządnych władzy użytkowników Pamiętnika Przyszłości i walkę o ostateczne przejęcie po Deusie statusu boga. Czy jest ona dobra? By odpowiedzieć sobie na to pytanie wystarczy przyjrzeć się jej z bliska.

 Fabuła ma bardzo dopracowaną budowę. Pozwala nam zapoznać się z każdą postacią i wyrobić sobie o niej własne zdanie. Możemy je polubić, znienawidzić, ale raczej mało osób pozostaje nam obojętnymi. Gdy już to zapoznanie nastąpi – dopiero wtedy zostają wprowadzeni nowi bohaterowie. Nie powiem, chciałbym aby podobny zabieg był stosowany przy okazji każdego anime. Tak więc dochodzimy do pierwszego dużego plusa czyli odpowiedniego przedstawienia uczestników opowieści.

Druga rzecz: opowieść przez cały czas ciekawi raz po raz wprowadzając nowe wątki i uzupełniając te stare. I o ile duże nagromadzenie wspomnianych wątków i tajemnic w wielu przypadkach bardzo łatwo może historię pogmatwać, tutaj coś takiego absolutnie nie ma miejsca i sprawia, że do samego końca niczego nie możemy być pewni wprowadzając tym samym efekt nieprzewidywalności. Nie będę też owijał w bawełnę, iż fabuła jest jakoś przesadnie głęboka i skomplikowana. Z przyjemnością się ją chłonie i z równie wielką przyjemnością śledzi wydarzenia dziejące się na naszych oczach. Może można było kilka spraw rozwiązać lepiej (finał sprawiał wrażenie jakby twórcy nie mogli do końca zdecydować w którą chcą pójść stronę), ale efekt końcowy jest satysfakcjonujący i, jak już mówiłem, bardzo dopracowany. Więc powtórzę się: czy historia jest dobra? Na moje oko tak i zamierzam się tego zdania kurczowo trzymać.



I'm the only friend you need right?

Niemniej ważne niż opowiadana historia są dla mnie postacie o których to już kilka zdań napisałem, tutaj natomiast przybliżę je trochę bardziej. Zacznę zatem od głównego bohatera – Amano. Znienawidziłem go. Szczerze i z pasją. Po pierwsze jest bezużyteczny i całą brudną robotę zwala na barki Yuno. Ilość razy w których pokazał to, iż nie jest tylko tchórzliwym mazgajem policzyłby na palcach jednej ręki pijany drwal.

Oczywiście zdaje sobie sprawę o co chodziło tutaj autorom. Kontrast pomiędzy ciapowatym Yukim, który z czasem staje się coraz bardziej odważny i przydatny (ale dopiero pod koniec mogłem się z nim jako tako pogodzić), i szaloną Gasai jaka z zabijaniem nie ma najmniejszego problemu. Ale to nie zmieni faktu, że główny bohater oprócz bycia iście wkurzającym przez niemal całą opowieść, tragicznie traktuje swoją wybawicielkę. Potrafi dostrzec nawet najmniejszą jej skazę czy błąd, a nie potrafi zrozumieć ile ta dla niego robi i, przede wszystkim, jest gotowa zrobić. Ano właśnie, skoro już przy niej jesteśmy, co mam do powiedzenia o samej Yuno? Gdybym miał to ująć w jednym zdaniu napisałbym coś w stylu: gdyby nie ona, to anime prawdopodobnie byłoby do niczego.



Jest świetna! Serio, strasznie ją polubiłem, a do tego agresywnym susem wskoczyła do listy moich ulubionych postaci. Po pierwsze: cała jej historia i motywacje są niesamowicie zajmujące, do tego stopniowo je poznając nie raz było mi jej żal i nie raz się wzruszyłem (nie jest to u mnie rzecz ani normalna ani tym bardziej częsta, ale do tego jeszcze dojdę). Stąd też pewnie moja szczera niechęć do samego Yukiteru, który przez większość opowieści traktuje ją z góry. Ale wracając, oprócz całej tragedii jaką musiała przeżyć ta postać wywołującej u widza smutek, jest ona po prostu młodą zakochaną dziewczyną i nieraz udowadnia, że pomimo swoich szaleńczych zachowań, jej uczucia są szczere, a do tego jest po prostu przesłodka. O jeny, aż mnie zęby bolą jak to piszę, ale tak jest.

 Co więc z resztą postaci? Jak już wcześniej mówiłem, są świetne. Chyba naprawdę żadna nie była mi obojętna (no dobra znajdzie się kilka wyjątków), do tego twórcy chętnie raczą nas retrospekcjami ujawniającymi przed nami przeszłość bohaterów przez co nasze ich postrzeganie z każdą minutą zmienia się diametralnie. Niestety całe to słodzenie tyczy się głównie osób dzierżących Pamiętniki Przyszłości – reszta jest raczej potraktowana po łebkach. Co jest dla mnie całkowicie zrozumiałe przez wzgląd na fakt, iż żadna z postaci nie spada poniżej pewnego, narzuconego na początku, poziomu. Więc ujmując to wszystko w literalnym skrócie: osobie odpowiedzialnej za charaktery osób biorących udział w opowieści jak i ich burzliwe życiorysy, należą się gromkie brawa bo odwaliła kawał świetnej roboty.



I see it

Oprawa całości – nic do zarzucenia. Kreska jest ładna i szczegółowa (chociaż, jeśli już miałbym doszukiwać się jakiś wad na siłę, nie wyróżnia się raczej niczym oryginalnym), a sceny akcji odpowiednio dopakowane i dynamiczne. Mimo to i tak rzeczą która w tym aspekcie prezentuje się najlepiej są, znów, postacie. Każda z nich ma w sobie jakąś dozę indywidualności, coś co odróżnia jej styl od wyglądu innych i czyni ją jeszcze lepszą. Cóż tu więcej pisać, aspekt wizualny to po prostu dobra robota i nie ma się nad czym zbytnio rozwodzić.

To samo z dźwiękiem. Mamy świetny opening, odpowiednio energiczne kawałki w momentach zawieruchy i smutniejsze brzmienia podczas emocjonalnych scen. Wszystko to buduje odpowiednio duszny klimat i dopełnia wysokojakościową oprawę całości.




Recommendation

Wiem, wiem, nawychwalałem się, a pewnie nie każdy podzieli mój entuzjazm. Spróbujcie mnie zrozumieć: nie spodziewałem się, że Mirai Nikki aż tak mi się spodoba. Oczywiście ma swoje wady, historia pomimo swojego wysokiego poziomu jest lekko pokręcona, znajdzie się nawet miejsce na mindfuck, co nie zmienia faktu, że anime bardzo, bardzo mi się podobało, oglądałem je z wielką przyjemnością, byłem ciekawy tego co się stanie, pokochałem Yuno i… rozkleiłem się pod koniec. Niech samo to będzie dla was wystarczającą rekomendacją.

0 komentarze:

Prześlij komentarz