środa, 7 sierpnia 2013

Yahari Ore no Seishun Love Come wa Machigatteiru czyli kawał dobrej komedii


Dobra komedia to dobra komedia. Może mieć wady, może być koszmarnie zrealizowana, może być złodziejem pieniędzy pragnących humoru widzów. Wszystko to jednak blednie gdy wciąż pozostaje ona śmieszna. A jeśli dodatkowo nie ma wymienionych wcześniej wad, masę zalet i dodatkowo wywołuje śmiech – wtedy mamy do czynienia z jedną z lepszych rzeczy w tym gatunku.

Samotnie przez życie

Głównym bohaterem serii jest Hikigaya Hachiman. Nie ma on ani przyjaciół ani tym bardziej dziewczyny. W sumie jego jedynymi znajomymi są... ah, znajomych też nie ma. Można by rzec, ograny schemat. Żyjący na uboczu osobnik z czasem się uspołecznia i zdobywa przyjaciół. Tyle że tutaj sprawa nie wygląda tak prosto. Po pierwsze: nasz bohater nie tylko nie chce się zmieniać, ale też bez krępacji szczyci się tym, że jest odludkiem, a ludzi z jego otoczenia zawsze traktuje z góry. Na każdym kroku lubi podkreślać, iż przebywa w towarzystwie kłamców i z obrzydzeniem patrzy jak cieszą się oni swoją młodością. A i ona sama w sobie jest dla niego bzdurą.

Jako że, jak mówiłem, Hikigaya lubi podkreślać swój aspołeczny charakter, całą sytuację szybko zauważa jedna z nauczycielek i aby przeciwdziałać samotności Hachimana zapisuje go do klubu pomocy społecznej. Traf chciał, że poza nim, drugą jego członkinią jest piękna (i złośliwa) Yukino Yukinoshita. Oboje mają niewyparzony język, oboje niechętnie zawierają znajomości i oboje czują się pokrzywdzeni przez życie. Tam musi być chemia, nieprawdaż? I rzeczywiście, jest. Dwójka samotników cały czas się kłóci, dogryza sobie nawzajem i ogółem ta dwójka bardzo przypominała mi duet Araragi i Senjougahara (wyglądem także) z serii gatari. Nie trzeba długo czekać by do wymienionej dwójki dołączyła kolejna osoba wprowadzająca dla odmiany mnóstwo pozytywnej energii do całości i niejednokrotnie śmiesząca swoją nieporadnością. Ale do rzeczy.



Fabuła może wydawać się mało interesująca. Ot historia o licealistach jakich wiele. Mamy tutaj standardowe problemy nastolatków z jakimi pewnie w którymś momencie borykał się (albo będzie się borykał) każdy z nas. Czy można w takim razie nazwać tę historię dobrą? Tak i to z kilku powodów. Po pierwsze, nie stara się nas rozśmieszyć na siłę. Częstą przywarą komedii jest słabe wyczucie momentu, przez co ma się wrażenie, iż ktoś chce nas za wszelką cenę doprowadzić do śmiechu.

Tutaj tego nie ma i całość jest idealnie zbalansowana pod tym względem. Znajdzie się miejsce i na rozładowanie atmosfery, i na poważniejsze momenty w których bliżej poznajemy bohaterów jak również łączące ich relacje. Te z kolei nie są wcale tak łatwe do zdefiniowania, jakby mogło się wydawać. Kolejny argument za tym, iż warstwa fabularna jest bardzo mocnym punktem to jej budowa. Nie ma tutaj ani nagromadzenia wątków ani przesadnego skomplikowania. Czy to oznacza, że historia jest prosta? Nie, po prostu umiejętnie sprzedaje nam swoją opowieść, unikając miałkości, która charakteryzuje słabe komedie. No i czas na najmocniejszy argument, czyli postacie.



Zaprzyjaźnimy się?

Jeszcze raz przyjrzę się głównemu bohaterowi. Od razu zaznaczam: jestem niemalże pewien, że dużo osób raczej go nie polubi. Jest samolubny, zarozumiały i ma bardzo radykalny światopogląd. Jak dla mnie, bardzo dobra postać. Nawet gdybym naprawdę go znielubił wciąż uważałbym go za dobrą postać. Po pierwsze jest wiarygodny i pomimo całego swojego nadęcia, ma dobre serce. Ale dość o nim, bo pomimo tego, iż to właśnie on jest w centrum opowieści, najbardziej polubiłem pozostałe członkinie klubu pomocy społecznej. Zacznę od wspomnianej już Yukino.

Jest złośliwa, uszczypliwa, ale także bardzo stonowana i inteligentna. Nie wiem w sumie dlaczego, ale jako postać strasznie przypadła mi do gustu. Może mam po prostu słabość do tsundere? Ale mniejsza, kolejna postać, która może mi się przyśnić to Yuigahama. Jak już wspomniałem wnosi do całości mnóstwo pozytywnej energii, śmieszy, czaruje – po prostu nie da się jej nie lubić. A przynajmniej w moim przypadku.

 Reszta postaci (tym razem pobocznych) także prezentuje się dobrze (no poza jednym wyjątkiem...). Mamy wredną dla wszystkich i pyskatą blondynę, nerda, popularnego mięśniaka – słowem osobistości wyrwane prosto ze szkolnego życia, a jest ich więcej. Ich wątki są dobrze prowadzone, ale zaznaczam, że ku mojej uciesze, historia w głównej mierze koncentruje się na trójce z komitetu pomocy społecznej, aniżeli reszcie. Co nie oznacza, że sprawę pokpiono, wręcz przeciwnie. Przechodząc do sedna: postacie poboczne są dobre, ale w starciu z Yukino, Hachimanem i Yuigahamą po prostu przegrywają. To właśnie to trio ogląda się najprzyjemniej, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.



Good job, very good job

Anime jest nowe i to widać, nawet bardzo. Kreska jest ładna, schludna, kolorowa, po prostu miła dla oka. Postacie są szczegółowe, a animacja odpowiednio płynna. Muzyka, hmm. Podczas oglądania kilka razy powiedziałem do siebie coś w stylu: ale fajny utwór, musze napisać parę dobrych słów o muzyce w recenzji. Tak więc muzyka jest naprawdę dobra i doskonale dopełnia całość. Ma ona dosyć wesoły ton (w którym jest utrzymany także opening, dodatkowo doskonale pokazuje on jak mniej więcej wygląda warstwa muzyczna w tym anime) i jak mówiłem, potrafi pozytywnie zaskoczyć. Głosy to świetna robota, a na szczególne wyróżnienie zasługuje tu aktor podkładający głos głównemu bohaterowi – nie twierdzę że spisał się diametralnie lepiej od reszty, ale... po prostu wyśmienicie wypadł.



Masterpiece!

 Słowem zakończenia, jestem oczarowany. Anime łączy wszystko co dobre w komediach dodatkowo przyprawiając całość fajną historią i wyśmienitymi postaciami (Yukino i Yuigahama!). Może i humor nie do każdego trafi, ale zdecydowanie warto spróbować. Całość jest luźna, bez jakichś wielkich pokładów emocjonalnych, ale gdy już takowe następują, wyjątkowo wpasowuje się to w konwencję. Próżno szukać tu ecchi czy tego typu wybryków, ale mimo to gorąco was zachęcam do obejrzenia i jeszcze raz polecam. Przyznam: nigdy bym się nie spodziewał, że Yahari Ore no Seishun Love Come wa Machigatteiru (albo jak kto woli - My youth romantic comedy is wrong as I expected) spodoba mi się aż tak bardzo, ale co poradzić, po prostu kawał dobrej roboty. Jeszcze raz (tym razem ostatni), polecam!

0 komentarze:

Prześlij komentarz