Zaczynamy niewinnie, potem akcja się rozkręca by następnie pędzić na złamanie karku ku radości widzów. Wszystko jest tutaj dawkowane w taki sposób, że po prostu nie można się nudzić. Losy głównych postaci śledzi się nie tylko z przyjemnością, ale i nie małym zainteresowaniem. Ale od początku.
Panzer Vor!
Zaczynamy sielankowo, od przedstawienia głównej bohaterki - Miho Nishizumi. Wybiera się ona do liceum Oorai, szkoły, która jako jedna z niewielu nie praktykuje już dziedziny sportowej nazwanej sensha‑do. Dziedziny bardzo popularnej, jeśli weźmiemy pod uwagę tak uczestniczki, jak i widzów. A na czym owa dyscyplina polega? Dziewczęta jakie zgłoszą się do Dywizji zasiadają za sterami wszelakich czołgów i walczą w nich ze sobą. To tak w literalnym skrócie. Ten swoisty sport (wykonywany tylko przez przedstawicielki płci żeńskiej) ma pomóc w wzmocnieniu charakterów dorastających czołgistek i zwiększeniu ich wiary w siebie. OK, nie ma tutaj zbyt dużo realizmu i to, co nieraz wyczyniają bohaterki raczej do rozsądnych zachowań nie należy, ale usprawiedliwiłbym ten fakt ogólną małą powagą przedstawianej opowieści.
I nie zrozumcie mnie tu źle: to nie tak, że dostajemy zero powagi, wszystko zostaje wyśmiane, a nagminne żarty szybko zaczynają męczyć – mamy miejsce i na poważniejsze momenty, trochę smutków i emocji, a także na dowcipy sytuacyjne i puszczanie oczka przez twórców. Wszystko jest tutaj tak idealnie wyważone, że ani przez moment nie miałem poczucia, iż autorzy z czymś przegięli. Ale wracając: bohaterkom, mimo bardzo niebezpiecznej sztuki jaką uprawiają, nieczęsto grozi prawdziwe niebezpieczeństwo. Po pierwsze: walka jest toczona aż do unieruchomienia wszystkich czołgów przeciwnika, te, po strzale w czuły punkt czy zmasowanym atakom wrażych sił, po prostu wysuwają białą chorągiewkę i odpadają z walki.
Wspomniana główna bohaterka z racji urazu jaki posiada do sensha‑do, niechętnie przyjmuje do wiadomości, iż Dywizja ma zostać przywrócona. Sama Miho jest nieśmiała i raczej ciężko zawierać jej nowe znajomości. Na szczęście szybko znajduje życzliwe koleżanki, które raz po raz podnoszą ją na duchu kiedy trzeba i naprawdę dużo wnoszą do opowieści. Ale o tym, za chwilę. Sama fabuła, co będę dużo mówił, nie jest jakoś szczególnie wybitna. O ile wyważenie wszystkich elementów, jak już pisałem, jest idealne, o tyle składnia na której się one opierają nie wyróżnia się niczym specjalnym.
Ale zważając na fakt, iż w praniu to wszystko idealnie się sprawdza (i pokazuje, że jednak z dziewczyn siedzących w czołgach, czyli najprawdopodobniej pierwotnego pomysły na to anime, można całkiem sporo wycisnąć) tu również nie mam zbytnio powodów do narzekań i szczerze, cieszy mnie to. Wszystko jest dobrze dopasowane, losy bohaterek śledzi się z ciekawością i przyjemnością, a wszystko to podane w pięknej oprawie o której jeszcze parę słów napiszę.
Milusińscy i spółka
Postacie. Cóż, nie ma co tego ukrywać, mimo skrajnie różnych charakterów i tego jakkolwiek każda z nich jest na swój sposób zróżnicowana – wszystkie są przyjazne i wszystkie da się lubić. Mógłbym uznać to za wadę: fakt, iż ludzie przewijający się przez opowieść z założenia są dosyć przyjacielscy pewnie (no, mamy tutaj kilka wyjątków, ale i one w końcu dołączają do reszty) sprawi, że fabuła będzie nudnawa i przejaskrawiona. Co ciekawe, tak się nie stało, a twórcy mają wiele punktów na jakich opierają smutniejsze momenty. Chociażby awersja Miho do czołgów. Poza tym: jako opowieść utrzymana, nie oszukujmy się, w dosyć luźnym tonie, Girls und Panzer sprawdza się znakomicie, tak samo jak jej bohaterki. Ale właśnie, jakie one w ogóle są?
Jeżeli chodzi o postacie grające pierwsze skrzypce, mamy wspomnianą już wiele razy Miho – nieśmiałą, ale waleczną i pewną swoich decyzji, Saori – lekko narcystyczną niewiastę, ale przez to zabawną i zdecydowanie godną polubienia, Yukari – maniaczkę czołgów, również bardzo nieśmiałą (pomyślcie, ile koleżanek może mieć dziewczyna z zamiłowaniem do czołgów?), Hanę – chyba najbardziej sympatyczną (ależ ja nie lubię tego słowa...) dziewczynę ze wszystkich, w domu zajmującą się kwiatami i oczywiście moją ulubienicę – Reizei. Niech to, że jest dosyć negatywnie nastawiona do otoczenia i przez swój pesymistyczny charakter i wybija się tym na tle całej reszty, posłuży wam za wyjaśnienie takiego stanu rzeczy. Oprócz nich, wszystkich ze szkoły Oorai, mamy jeszcze szereg postaci pobocznych, ale nie ma sensu abym się tutaj o nich rozpisywał, obejrzyjcie sami.
Wizualia pełną gębą
Wreszcie doszedłem do momentu w którym mogę napisać o chyba jednym z najmocniejszych punktów Girls und Panzer (chociaż w obliczu bardzo wysokiej jakości całości, wiem rymuję, może być to stwierdzenie lekko krzywdzące – nigdy nie miało takowe być) czyli aspektów wizualnych i dźwiękowych. Anime jest jeszcze bardzo świeże bo pochodzi z 2012 roku i to naprawdę widać. Kreska jest bardzo schludna, postacie dopracowane, a tła wypełnione detalami. Do tego mamy bardzo fajne oświetlenie dopełniające estetyki całości. Ale nie to jest tu najlepsze. Elementem który każe zdjąć czapki z głów są same czołgi!
Zanim zacząłem oglądać trochę bałem się połączenia obiektów w trójwymiarze z całą resztą. Nie bardzo uśmiechała mi się wizja tego, jak rzeczywiście to będzie wyglądać. Wszystko zmieniło się gdy rzeczone efekty zobaczyłem w akcji. Sceny walk czołgistek są zrealizowane po prostu znakomicie, bez cienia przesady. Wszystko jest w siebie idealnie wkomponowane (zwracam uwagę na to, że już któryś raz z kolei używam tego typu zwrotu) i tworzy genialną całość. Walki zapierają dech w piersiach i nie pozwalają oderwać wzroku nawet na moment. Nie wiem czy na wszystkich tak to zadziała, ja bawiłem się przy nich znakomicie, czego dopełniały jeszcze dialogi prowadzone przez drużyny.
Same głosy są dobrane idealnie. Każdy pasuje do odgrywanej postaci i nikt specjalnie nie odstaje od reszty. Aktorki (bo mamy tu głównie przedstawicielki płci żeńskiej, nie tylko w samej szkole, ale i w całym anime) znakomicie odgrywają swoje role, a niektórych przypadkach genialnie wczuwają się w odgrywane bohaterki. To się ceni. Muzyka jest bardzo dobra i trafia się kilka perełek, ogółem, większości utworów raczej poza GuP-em słuchał nie będę, lecz mimo to spełniły one swoje zadanie i umilały śledzenie akcji.
Na co czekasz, oglądaj!
W skrócie: podobało mi się. Jak już mówiłem, sam zamysł nie powala, ale elementy jakie go tworzą są ułożone tak idealnie, że nie sposób się nudzić. Nie każdemu luźny ton opowieści i masa przyjaznych postaci przypadnie do gustu, tak samo jak brak realizmu i inne przyziemne sprawy, lecz jeżeli podczas oglądania owe aspekty zaakceptujemy – czeka nas masa dobrej zabawy.
Na co czekasz, oglądaj!
W skrócie: podobało mi się. Jak już mówiłem, sam zamysł nie powala, ale elementy jakie go tworzą są ułożone tak idealnie, że nie sposób się nudzić. Nie każdemu luźny ton opowieści i masa przyjaznych postaci przypadnie do gustu, tak samo jak brak realizmu i inne przyziemne sprawy, lecz jeżeli podczas oglądania owe aspekty zaakceptujemy – czeka nas masa dobrej zabawy.
To propozycja idealna dla mnie! Ja marnuje czas grając w World of Tanks, natomiast moja dziewczyna jest fanką anime, szczególnie tych z wojowniczo usposobionymi niewiastami. Myślę że proponowany film to dobra pretekst by spędzić wieczór razem. Dzięki!
OdpowiedzUsuńNie ma za co! :)
Usuń