piątek, 29 listopada 2013

Nisemonogatari i Nekomonogatari: Kuro - Ogniste Siostry i super kociak


Drugi sezon Monogatari Series trwa w najlepsze (jak tylko zakończenie ujrzy światło dzienne spodziewajcie się dużego tekstu, tam naprawdę dzieje się tak dużo i całość jest tak dobra... ciężko będzie to ubrać w ładne słowa) więc myślę, że to dobry moment aby przypomnieć sobie dwie serie wydane pomiędzy nim a Bakemonogatari. A więc świeżo po rewatchu Nisemonogatari i Nekomonogatari: Kuro piszę dla was ten tekst.

Zacznę od tego, iż jeśli ktoś z serią jeszcze w ogóle nie miał do czynienia to powinien jak najszybciej nadrobić zaległość (oczywiście zakładając jego zainteresowanie tematem anime). Bo wiecie, jeśli tego nie zrobi to w sumie tekst zbyt dużo mu nie powie.

Yeah, super uszka.

Cała fabuła Nisemonogatari skupia się w największej mierze na siostrach głównego bohatera, legitymującego się jako Araragi Koyomi. O ile po seansie Bakemonogatari widz wie o nich w sumie tylko tyle, że są siostrami protagonisty i istnieją, tutaj poznajemy je o wiele bliżej. Chociaż na początku bałem się trochę odstawienia na bok Senjougahary, Hanekawy i innych postaci na trochę dalszy plan (bo jednak wciąż one występują i nie mamy uczucia, że całkowicie je pominięto), po seansie nie miałem wątpliwości: Nishio Ishin to geniusz, z kolei ludzie odpowiedzialni za serię anime, doskonale ten jego geniusz przelewają na ekran. Siostry Araragiego, Karen i Tsukihi, z miejsca zdobyły moją wielką sympatię (szczególnie ta pierwsza, której, ku mej uciesze, jest na ekranie nieco więcej) przez co seans po prostu nie mógł być nieprzyjemny. Tak więc fabuła leci bez wątpienia utartym już wcześniej schematem tylko tym razem mamy do czynienia z relacjami brata i sióstr.

Kolejna z postaci której nie da się nie pokochać.

Co zatem w Nekomonogatari: Kuro? No cóż, ukazuje wydarzenia jeszcze z przed Bakemonogatari i jest adaptacją szóstej książki z całego cyklu Monogatari więc skupia się głównie na Tsubasie Hanekawie więc jeśli ktoś bardzo nie lubi tej postaci może być mu trochę ciężko przebrnąć przez całość. Przyznam, iż też jakoś specjalnie jej nie wielbię, ale jak zamienia się w swoją kocią (czytaj: lepszą) połówkę to oglądam z wypiekami na twarzy. I cieszę się, że rozwinięto trochę dość słabo wcześniej zarysowany (może nawet wcale) wątek rodziców Hanekawy, jej motywacji, smutków i tak dalej.

He, mamy "trochę" więcej ecchi

Jak więc obie serie wypadają jako całość? Po pierwsze: nie macie zbyt dużo do oglądania. Nekomonogatari: Kuro to tylko cztery epizody, więc nie ma najmniejszego nawet problemu aby skończyć całość w jeden dzień. Nisemonogatari za to, chociaż składa się z jedenastu epizodów też raczej uda wam się szybko łyknąć. Skoro mnie udało się skończyć obie w jeden dzień (i to powtórzyć) to innym też powinno się udać po znalezieniu dłuższej chwili. Jeśli chodzi o fabułę to jak na historie poboczne doskonale uzupełniają one całość, nie wyobrażam przy tym sobie, aby ich nie było. Na szczęście wszystkie znaki na niebie i ziemi (ewentualnie w Internecie) wskazują, że dostaniemy adaptacje wszystkich nowelek z pod pióra Nishio. No i wciąż czekam z utęsknieniem na Kizumonogatari, na pewno nie tylko ja. Ale na ten czas weźmy się za postacie które w opisywanych seriach odgrywają kluczową rolę.

Początek chyba najlepszej sceny z Nisemonogatari

Jak już wielokrotnie podkreślałem Monogatari Series umie doskonale rozwijać bohaterów opowieści (i tak wiem, że to wielka zasługa pierwowzoru, ale przenieść go skrzętnie na ekran też było nie lada wyzwaniem). Naprawdę, chyba każda postać potrafi rozkochać w sobie tabuny widzów, a wybranie z tej puli swojej ulubionej to rzecz niebywale smutna i trudna. I ani Neko (które miało już ułatwione zadanie po pannę Tsubasę było nam dane poznać nieco wcześniej) ani Nise (wprowadzające praktycznie całkowicie nowe bohaterki) nie są tutaj wyjątkiem. Zacznę od tego pierwszego i historii Hanekawy – dla jej fanów to istna gratka, dla fanów jej drugiej fajniejszej wersji (ja!) również, a dla całej reszty po prostu dobra, czasem przygnębiająca, historia pozwalająca lepiej tę bohaterkę poznać. No i nie zabrakło też oczywiście rozbrajających dialogów. Dalej mamy siostry Araragiego. Karen, dziewucha energiczna, sprawiedliwa, uparta.

Siostrzyczki Araragiego. Takie słodkie i niewinne...

Polubiłem ją, nawet bardzo, a osławiona scena ze szczoteczką wywołała na mojej twarzy taki uśmiech, jakim mogą szczycić się bohaterzy kreskówek. Cóż poradzę, good stuff. Tsukihi mamy, jak już pisałem, mniej i w sumie zostaje w wielu momentach lekko odstawiana na bok aczkolwiek jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało, zwłaszcza, iż w ostatnich odcinkach wszystko zdaje się wyrównywać. Reszta to charaktery, które poznaliśmy już wcześniej albo postacie epizodyczne. Reasumując, może to zasługa tego, że już sam fakt wchodzenia obu serii w skład Monogatari Series zapewnia im u mnie świetny start, jestem zadowolony pod względem fabularnym. Uwielbiam gdy którekolwiek anime rozwija skrupulatnie swoich bohaterów. Tutaj dostaję to raz za razem.

Krew z nosa!

Dalej jest strona graficzno-muzyczna. Cóż kreska to po prostu niepodrabialny styl studia SHAFT i za wiele się tutaj od czasu Bakemonogatari nie zmieniło. Z jednym wyjątkiem. Mamy dużo więcej ecchi. Nie postrzegałbym tego jako wadę bo drugi sezon pokazuje, iż twórcy wyciągnęli wnioski, a całość i tak jest wiele łagodniejsza niż mistrzowie gatunku, ale warto o tym napomknąć. Wszystkie prezentacje atutów ciał naszych protagonistek i tak przebija scena ze szczoteczką i kocia Hanekawa paradująca w bieliźnie. Muzyka to też w dużej mierze to, co mogliśmy już usłyszeć w Bake. Nie wątpię, iż nowe kawałki dodano, ale muzyka jak świetna była, tak taka pozostała i nie mam tutaj nic do dodania.

Hitagi jest tu dużo mniej, ale o dziwo całość na tym nie traci

No więc nowym fanom Bakemonogatari nie muszę chyba tego polecać (znaczy, oglądać!), a cała reszta, która zastanawia się czy warto dalej w tę serię brnąć niech posłucha: warto. Strasznie warto. Nie wiem jakich mam tu użyć nawet przymiotników. Po prostu, oglądajcie i łapcie się czym prędzej za drugi sezon bo to co tam dostajemy zawiesza poprzeczkę baaaardzo wysoko. Oby twórcom udawało się ją za każdym razem przeskakiwać, ja trzymam za to kciuki. Za to i za wyjście (w końcu) Kizumonogatari.

0 komentarze:

Prześlij komentarz