niedziela, 22 grudnia 2013

Rebuild of Evangelion - do trzech razy sztuka



Do podrasowanego Evangeliona zasiadłem z wielką ciekawością i z równie wielkimi obawami. Dlaczego? Bo mogłem dostać albo historię powielającą w jak największym stopniu oryginał przez co na swój sposób lekko przynudzającą, albo całkowitą odskocznię co też nie musi być wcale dobrym pomysłem. Jak jest zatem z trzema filmami jakie tu opiszę? Dość różnie.

UWAGA MOŻLIWE SPOILERY!: OK, tak jak zawsze staram się pisać bez zdradzania czegokolwiek, ale sami wiecie, że serii Rebuild of Evangelion po prostu nie da się rzetelnie opisać bez odwoływania się do oryginału. Ostrzeżenie głównie do ludzi, którzy jeszcze nie oglądali Neon Genesis Evangelion, reszta może czytać w spokoju.

Dodany obrazek
Wspomniana Mari Makinami.

Evangelion: 1.11 You Are [Not] Alone

Zacznę od początku czyli od Evangelion: 1.11 You Are [Not] Alone. Jego akcja obejmuje pierwsze sześć odcinków oryginalnej serii, zatem poznajemy głównego bohatera Shinji’ego, widzimy jak pierwszy raz prowadzi Evę, przez ekran przewijają się Ayanami, Misato i tak dalej. Nie jest to wielka odskocznia od oryginału. Na pewno to co od razu zwraca uwagę to oprawa wizualna dostosowana do dzisiejszych standardów. Wszystko jest oczywiście ostrzejsze i sugestywniejsze niż oryginał, oprócz tego kolory są o wiele żywsze, chętniej prezentuje nam się ładne scenerie, a same Evangeliony czyli jakby nie patrzeć główna składowa elementów akcji, są podrasowane komputerowo. Całość zatem wygląda dużo lepiej nie tracąc przy tym charakteru Neon Genesis. Nie wiem do końca czy to aby nie złudzenie (potęgowane dodatkowo pozostałymi obejrzanymi przeze mnie filmówkami do których zaraz dojdę), ale zdaje mi się też, że główny bohater jest taki jakiś... nie wiem, może to dlatego, iż całość obejmuje zbyt mało abym mógł odczuć irytację, lecz Shinji wydawał mi się tu trochę lepiej poprowadzony.

Dodany obrazek
Im dalej w las tym więcej zmian. Raz na lepsze, raz na gorsze.

Wciąż ma depresję i jest przygnębiony aczkolwiek trochę lepiej zdołałem go zrozumieć. Z tego co piszę to w sumie wychodzi, iż You Are [Not] Alone jest po prostu podrasowanym recapem ćwiartki oryginalnej serii. Nie jest to jednak do końca trafne bo zmiany jednak są. Starają się nie ingerować w kluczowe dla serii wydarzenia, ale jednak są. Zacznę od Rei. W oryginale w sumie nie zagłębialiśmy się zbytnio w jej psychikę, szczególnie jak wyszło na jaw co jest z nią nie tak. Tutaj jakby bardziej uwidaczniają się nieokreślone relacje pomiędzy nią, a Shinjim dodatkowo ukazując wszystko niezbyt dosłownie. Do tego bardzo szybko (na chwilę, lecz jednak) na scenę wkracza Kaworu, a pierwszy Anioł którego widzi nasz protagonista to numer czwarty, nie trzeci. Zmieniono też znacznie całą potyczkę z piątym. Nie są to może jakieś gigantyczne odskocznie, ale mamy od tego jeszcze pozostałe dzieła z serii Rebuild of Evangelion, nieprawdaż?

Dodany obrazek
O dziwo, bohater jakoś strasznie mnie tu nie irytował.

Evangelion: 2.22 You Can [Not] Advance

Pierwszy film odchodził od oryginały bardzo rzadko i do tego bardzo ostrożnie. Jakby twórcy panicznie bali się aby czegoś nie spierniczyć. Po You Can [Not] Advance stwierdzam, że ich obawy były przesadą. Już na wstępie zaznaczę, że drugi twór z serii Rebuild jest póki co tym najlepszym. Idealnie wyczuwa gdzie powinien coś zmienić, a gdzie trzymać się oryginału, a jak już od niego odchodzi to robi to z głową i przytupem. Ale od początku. Po pierwsze dostajemy całkowicie nową postać, do tego już na samiutkim początku. Mari Makinami – bo tak się owa postać zwie, ma potencjał aby wprowadzić mnóstwo pozytywnej energii do przygnebiającego klimatu całości i jak najbardziej zaliczam to na plus. Czy wszyscy piloci Evangelionów muszą koniecznie mieć jakąś traumatyczną przeszłość? Kolejnym ogromnym atutem jest przecież także ulubienica dużej części widzów (w tym mnie), Asuka, której na ekranie jest sporo i nie straciła absolutnie nic ze swojego charakteru. Co ciekawe, o czym wspomniałem już wyżej, zmieszczono nawet kilka wątków typowo uczuciowych zagłębiających się w relacje pomiędzy postaciami. Okazuje się, że Rei wcale nie jest tak bezuczuciowa jak się wszystkim wydaje, a i Asuka jest w końcu wciąż też tylko nastolatką, prawda? No więc co mi się tak podobało w tym filmie oprócz Asuki?

Dodany obrazek
KEEP CALM AND LOVE TSUNDERE

Zatem, zacznę od najmniej ważnej rzeczy, czyli walk. Jest tu ich kilka i są naprawdę świetnie zrobione, zwłaszcza jak pomyśli się, nic nie zdradzając, kto z kim walczy (jedna z ostatnich potyczek kazała mi zbierać zęby z podłogi przez bardzo długi czas). Wyeliminowano kilka bezsensownych wątków z oryginału (na ciebie patrzę Toji) i zapewniono nam od groma emocji pod koniec. Dlaczego pod koniec? Przyznam szczerze, iż zaskakująca duża część filmu koncentruje się na typowym szkolnym życiu nastolatków. Czy to źle? Przeciwnie, to świetnie. Trzeba nam pamiętać, iż piloci śmiercionośnych Evangelionów to właśnie tylko nastolatki i uważam, że pokazanie ich trochę od tej dziecięcej strony było tutaj nie tylko potrzebne, ale wręcz wskazane. Niestety są i dość poważne wady w warstwach postaciowych. Po pierwsze nie udało się w filmie zmieścić dość istotnych wątków z oryginału, jak przykładowo romans Misato i Kaji’ego. OK, można się było bez tego obejść, ale jednak lekki niesmak pozostał. Po prostu całość jeszcze bardziej skupia się na głównych bohaterach jakimi są piloci Evangelionów aniżeli na postaciach pobocznych. Chociaż rozwój nie jest tak dobry i dopracowany jak w oryginale nie narzekam – Rei dostała wreszcie umiejętność okazywania zróżnicowanych uczuć, Asuka jest jeszcze lepsza bo poprzez zwierzenia i dostrzeganie swoich słabości staje się lepiej rozwiniętą bohaterką. Shinji nie przechodzi już ciągłych załamań... Mógłbym tak się zachwycać bez końca lecz jest jeszcze trzeci film, który stawia wszystko na głowie.

Dodany obrazek
Trzeci film chyba jednak za bardzo namieszał.

Evangelion: 3.0 You Can [Not] Redo

No i dochodzimy do trzeciego i zarazem najbardziej kontrowersyjnego dzieła z całej serii Rebuild. Tak więc ci co oglądali You Can [Not] Advance wiedzą, że na końcu Shinji zrobił, nie siląc się, niezły burdel. Tak więc Evangelion: 3.0 ukazuje wydarzenia, które dzieją się 14 lat po tamtych. I już samo to nie napełniło mnie pozytywnymi odczuciami. Po pierwsze nadmienię, że pomimo wywrócenia fabuły całkiem do góry nogami trzeci film ma sporo wspólnego z oryginałem. Znów dostajemy sporą dawkę surrealizmu, tajemnic, intryg no i zdesperowanego Shinji’ego. W ogóle lwia część opowieści koncentruje się na relacjach pomiędzy protagonistą, a poznanym już wcześniej przez widzów, Kaworu. Nie mówię, że to jakaś tragedia, ale chyba jednak wolałbym aby zachowano odpowiedni balans jak w You Can [Not] Advance niż aby tak mieszano w uniwersum. Bo teraz wygląda to mniej więcej tak: pierwszy film najmocniej trzymał się oryginału i dość dobrze na tym wyszedł, drugi odchodził od niego częściej i odważniej i wyszedł dzięki temu jeszcze lepiej.

Dodany obrazek
Uśmiechnięta Rei. Widzu, napawaj się.

Trzeci za to jeszcze bardziej oddala się od Neon Genesis i wychodzi przez to średnio. Cała fabuła opiera się na walce z organizacją NERV, która, jak się w ciągu 14 lat okazało, nie ma zbyt szczytnych celów w swoich działaniach i dąży do wywołania kolejnego Uderzenia. Jeśli chodzi o postacie to oprócz Kaworu występują wszyscy ważniejsi bohaterowie czyli między innymi Rei (która znów jest pozbawioną uczuć marionetką, ale nie bez przyczyny), Mari (mam nadzieję, iż w czwartej części dadzą jej trochę więcej czasu antenowego) i Asukę (do twarzy jej z opaską!). Oczywiście przewija się też Misato, Ritsuko, ojciec Shinji’ego i inni, ale przeważnie zbyt wiele to ich nie widzimy. Do tego wszystkiego dochodzą zmiany w samym wyglądzie uczestników opowieści. Jak się okazuje piloci Evangelionów są skazani na klątwę Evy przez co ich wygląd nie ulega zmianie. No cóż, kolejny wątek nasuwający milion pytań bez odpowiedzi w zestawie. Jak więc jest z tym You Can [Not] Redo? Nie ukrywam, średnio mi się podobał i sam w sumie nie wiem czy to przez koncentrowanie się na bohaterach, których nie lubię czy właśnie przez wywracanie historii nogami do góry. Nie jest źle, bo widzę w tych całych zmianach potencjał, do tego póki co wszystko wydaje się logiczne i nie ma znajomego z oryginalnej serii bełkotania. Powiedzmy zatem, że jestem bardzo ostrożnym optymistą, a na ostateczny werdykt poczekam aż ukażą się wszystkie planowane filmy i wreszcie, mam nadzieję, poznam trzymające się składu i ładu zakończenie.

Dodany obrazek
Walki bywają epickie.

Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć wam, iż jestem zadowolony z seansu. Nie spodziewałem się, że dostanę coś wgniatającego w fotel, a jednak bywały epickie momenty. I to takie po których naprawdę pozostawało mi zbierać zęby z podłogi. Jako człowiek, któremu oryginał podobał się bardzo pomimo debilnego zakończenia jestem zatem pozytywnie zaskoczony jakością całości (no, trzeci film trochę zepsuł wrażenie, ale co tam) i czekam na więcej. W tym czasie poczytam mangi.

0 komentarze:

Prześlij komentarz