piątek, 9 sierpnia 2013

Koniec watahy - Kac Vegas III


Nie ma co ukrywać, ten film to skok na kasę. Nikt się tego nie wstydzi i za bardzo tym nie przejmuje. Czy to oznacza, że reżyser poszedł po linii najmniejszego oporu i po raz trzeci zafundował nam to samo? Bo w sumie, zrobił to bądź nie, obraz na siebie zarobi. Jakie jest więc Kac Vegas III? Hmmm, śmieszne.


Wataha powraca

Najpierw trochę historii. Część pierwsza wyszła w roku 2009 i okazała się ogromnym hitem. Jak na niezbyt oryginalną komedię zarobiła na siebie kupę forsy. Pomijając prosty (niektórzy rzekliby, prostacki) humor, przewidywalną fabułę i idiotyczne sytuacje, w jakich znajdują się czasem główni bohaterowie – film jest luźny i można oglądać go z dużą przyjemnością. Oczywiście, jeśli podejdziemy do niego z odpowiednim nastawieniem i bez wygórowanych oczekiwań. Jako, iż, jak pisałem, część pierwsza okazała się sporym sukcesem producent postanowił kuć żelazo póki gorące i dwa lata później zafundował nam sequel – Kac Vegas w Bangkoku (serio, nie wiem co za geniusz na to wpadł, jakby nie można było nazwać tego filmu po polsku po prostu Kac Vegas II).

Cóż, ludzie którym nie podobał się oryginał raczej nie mieli tutaj czego szukać. Poza zmienionymi realiami (chociaż mam tu na myśli głównie miejsce akcji) i kilkoma nowymi (i nic nie wnoszącymi) bohaterami dostaliśmy w sumie to samo co poprzednio, tylko w innej panierce. Były osoby którym się to nie spodobało, ponieważ tak wyraźny brak pomysłowości scenarzystów mógł trochę dawać się we znaki, jak i ludzie jacy z przyjemnością oglądali kolejną porcję gagów i łatwego w odbiorze humoru (i ja do nich należę), nie zawracając sobie zbytnio głowy niuansami scenariusza.

I wreszcie dochodzimy do części trzeciej, tym razem na szczęście, bez podtytułu. Niby to, że dostajemy ten film znów bardzo szybko i nic nie wskazuje na to abyśmy tym razem mieli dostać coś nowego, podobał mi się. Naprawdę. Gdybym miał zagłębiać się w sens fabuły, przedstawienie postaci (szczególnie tych nowych) czy inne tego typu bzdety jakie przy komediach są w sumie zbędne, to nie zostawiłbym na dziele Todda Phillipsa suchej nitki (no może trochę przesadzam, ale o tym zaraz). Ale zważając na fakt, iż ten gatunek koncentruje się przede wszystkim na tym, aby rozbawić widza, nie widzę powodów abym miał to zrobić. Jak już mówiłem, żarty i humor są tutaj bardzo proste i co za tym idzie, łatwo przyswajalne. Nie wszystkim musi to pasować, lecz jeżeli mamy ochotę obejrzeć jakiś luźny film razem z przyjaciółmi, wspólnie się śmiejąc i komentując rozmaite gagi, Kac Vegas III (zresztą poprzednie części także) nada się do tego znakomicie.

Dodany obrazek

Trzy razy tak

Tym razem zaczynamy trochę inaczej. Zamiast ślubu mamy pogrzeb, a przez cały film nasi główni bohaterowie pozostają całkowicie (choć czasem to uczucie może zaburzać ich niezbyt odpowiedzialne zachowanie) trzeźwi. Można by orzec, wielka zmiana. Mimo to zachowano typowy dla serii klimat totalnego bagna w jakim tkwią protagoniści. Z więzienia ucieka Chow, a Doug zostaje porwany (swoją drogą, dlaczego Justin Bartha musi zawsze w jakiś sposób być odcięty od wydarzeń z głównego wątku? Czy zamknięcie trylogii to nie idealny moment żeby w pełni wykorzystać potencjał całej obsady?). Aby odzyskać przyjaciela, Phil, Stu i Alan muszą odzyskać złoto, które Chow ukradł jednemu z mafijnych szejków. Chyba nie muszę mówić, że kończy się to niezbyt dobrze? Jak dokładnie? Tego nie zdradzę, zobaczycie sami.

To co może być największym problemem tego filmu to liczne nawiązania do poprzednich części. Oczywiście, dla kogoś kto się z nimi zapoznał będzie to doskonała podróż wspominkowa, ale dla osób jakie z trylogią mają do czynienia pierwszy raz (nie wierzę, że każdy kto idzie do kina jest z nią zapoznany) duża ilość z tych nawiązań i smaczków będzie po prostu niezrozumiała. Niby, jako osoba znająca poprzednie części, nie powinienem na to narzekać, ale zważając na fakt, iż pomiędzy Kac Vegas i Kac Vegas w Bangkoku ciągłość fabularna była tak mała, że po kilku zabiegach można by zamienić je miejscami, niezbyt mi się to podoba.

Dodany obrazek

Aktorzy, aktorki, obsada

Gra aktorska stoi jak zwykle na bardzo wysokim poziomie. Ed Helms (mówcie co chcecie, ja pamiętam go wyłącznie z tych filmów) jako Stuart Price jak zwykle bawi swoją nieporadnością i skłonnościami do paniki. Ken Jeong jako Chow to jedna z mocniejszych stron obrazu, jego mimika i zabawa własnym głosem nieodmiennie bawi, a aktor nawet zbytnio nie musi starać się aby tak było. Zach Galifianakis jako Alan Garner to z kolei ktoś, bez kogo cała trylogia straciłaby połowę (jak nie więcej) swojej atrakcyjności.

Co ciekawe, przed Kac Vegas, nie realizował się on jako komik, dopiero po sukcesie owego filmu odkrył w sobie ogromny talent komediowy. Ale wracając: jest on bez dwóch zdań najmocniejszym elementem jaki reżyser miał w swojej układance. Czynnie uczestniczy w akcji, cały czas żartuje, wygłupia się, a mimo to widz ma wrażenie, iż robi to całkowicie naturalnie, tak jakby efekt śmiechu był przez cały czas niezamierzony. Majstersztyk. Od całej tej paczki zdecydowanie odstaje Bradley Cooper. Serio, lubię tego aktora (szczególnie w Silver Linings Playbook czy Limitless), ale w poważniejszych rolach. Najzwyczajniej w świecie nie pasuje mi do komedii, a dodatkowo nie ma jakiegoś swojego indywidualnego charakteru, który wyróżniałby go na tle reszty.

Jeśli chodzi o dalszy plan, tutaj już nie jest zbyt różowo. Niby mamy miszmasz postaci występujących w poprzednich odsłonach, ale żadnej z nich nie poświęca się zbyt wiele czasu i uwagi. Wygląda to tak jakby reżyser z góry założył, że wcześniej zostało o nich powiedziane już tak dużo, iż wystarczy o nich od niechcenia napomknąć. Cóż, wyprowadzam wszystkich z błędu, ani teraz, ani wcześniej, poboczni bohaterowie mają nikły wpływ na historię, a szczytem tego czego się o nich dowiadujemy często jest imię i nazwisko. Szaleństwo normalnie. Niby fabuła powinna się koncentrować głównie na watasze i temu jak ścigają Chowa, ale skoro już reżyser chce z nami powspominać (więc koniec końców, jakby nie patrzeć, nawiązania do poprzednich części leżą na wszystkich gruntach) niech zrealizuje to porządnie. Wtedy nikt nie będzie narzekał. Bo teraz wygląda to tak, iż gdybym nie znał wcześniejszych filmów, nie wiedziałbym nawet, że bohaterowie są żonaci. Chyba coś tu nie halo, skoro śluby głównych bohaterów były motorem napędowym poprzednich części.

Dodany obrazek

Uśmiałem się

Na początku chwaliłem, potem trochę narzekałem, ale finalnie, oglądałem z przyjemnością. Na Kac Vegas nie idzie się dla fabuły, głębi czy innych takich głupot, nieistotnych przy komediach, tylko aby się rozerwać. Pośmiać się (oprócz dorosłych, film ogląda także bardzo dużo ludzi młodych, więc jak najbardziej wybaczam tutaj prosty humor, zwłaszcza, że się sprawdza) i z uśmiechem na ustach opuścić kino. Jeżeli chcecie obejrzeć ten film, a podobały wam się poprzednie części – pędem do kina. Jeśli nie mieliście wcześniej do czynienia z trylogią, obejrzyjcie sobie poprzednie części i sami oceńcie czy ten rodzaj komedii wam pasuje. A natomiast, jeśli mieliście z filmami do czynienia i w ogóle wam się nie spodobały, nie macie po co iść na Kac Vegas III.

0 komentarze:

Prześlij komentarz