niedziela, 29 grudnia 2013

Mayo Chiki! - ktoś wołał kamerdynera?


Niedomknięcie pewnych wątków to najgorszy grzech jaki twórcy mogą popełnić i najboleśniejszy cios jaki zadają widzom. I nie, nie mówię tutaj o furtkach, pozostawieniu miejsca na domysły i tak dalej, tylko o najzwyczajniejszym urwaniu akcji w połowie. Szkoda, że tutaj postąpiono dość podobnie...

>Nie oceniaj książki po okładce
Nie miałem wielkich oczekiwań. Spodziewałem się nastawionego na ecchi haremu, a dostałem dość nietypowy romans. Szczerze, to trochę mnie to zaskoczyło i żałowałem mojego wcześniejszego podejścia, bo z każdym odcinkiem utwierdzałem się w przekonaniu, że jest zaskakująco dobrze. Nietypowo, ale w ten dobry sposób zahaczający o oryginalność. Na papierze wygląda to dość głupio lecz ogląda się z przyjemnością. Dlaczego głupio? No więc, główny bohater z jakim będziemy tu mieć do czynienia to Sakamachi Kinjirou (zauważcie, że wymawiając jego imię i nazwisko w środku pojawia się „chicken” co kilka razy jest podkreślane w anime). Byłby on najzwyczajniejszym w świecie licealistą gdyby nie jeden fakt – dotyk przedstawicielek płci przeciwnej powoduje u niego krwotok z nosa. Skąd taka dziwna fobia? Wynika to z faktu, iż jego matka była... zapaśniczką, a siostra również nieźle walczy.

Ta po prawej to maniaczka okularów i yaoi. A co, nie wygląda?

Zatem rzeczona fobia to po prostu wykształcony mechanizm obronny powodujący u siostry zaniechanie chęci do potrenowania na bracie. Bo przecież podłoga może się ubrudzić. W każdym razie, wątek który mamy śledzić zaczyna się gdy poznajemy główną bohaterkę, Konoe Subaru, która w szkole udaje mężczyznę i jest ulubienicą zakochanych w niej po uszy dziewczyn. Posiada nawet własny fanklub. Dlaczego taka ładna dziewczyna musi udawać faceta? Ponieważ inaczej nie mogłaby być kamerdynerem Suzutsuki Kanade, a to zaburzyłoby rodzinną tradycję. Warunkiem jaki Subaru musi spełnić aby zachować pracę jest niepoznanie się na niej władz szkoły do końca nauki w Akademii. Niestety jej sekret przypadkiem odkrywa (w dość zabawnych okolicznościach) Sakamachi, nazywany przez większość Jirou. Zaraz co? Wiem, iż ten opis brzmi dziwnie i może raczej zniechęcać niż zachęcać do obejrzenia, ale sam pomysł mi się raczej podobał. To znaczy, gdyby nie wprowadzono tutaj wątku w którym protagonista stara się aby tajemnica Konoe nie wyszła na jaw mielibyśmy raczej do czynienia z całkowicie zwyczajnym romansem z fajnymi postaciami. A tak, lekki powiew świeżości.

W takiej wersji bohaterka podoba mi się najbardziej. Zdecydowanie.

Oprócz prób dochowania sekretu, jeszcze przed tym jak Jirou trochę lepiej poznał się z Subaru, zaraz po odkryciu jej sekretu główny bohater zostaje przykuty do łóżka przez wspomnianą już Suzutsuki. Kim ona tak właściwie jest? To po prostu dziewczyna z bogatego domu o dość nietypowym, lekko sadystycznym charakterze (tak na marginesie swoim wyglądem i usposobieniem strasznie przypominała mi Kurumi z Date A Live). Ale wróćmy do tego dlaczego bohater został w ogóle przykuty do łóżka. Zatem w zamian za to, iż on nie wyjawi nikomu tajemnicy skrywanej przez Subaru, Kanade z pomocą swojego kamerdynera ma pomóc Jirou pokonać jego lęk przed dziewczynami, co prowadzi do wielu zabawnych sytuacji. Trochę później dochodzi Usami Masamune – nieposiadająca przyjaciół i niezbyt pobłażliwa dziewczyna, która będąc tsundere po prostu musiała mi się spodobać. Ale wracając do fabuły. Wiele osób będzie narzekać na, nie lubię tego słowa, schematy. Bo niby mamy tu szkolny festiwal, wizytę na plaży i tak dalej. Chociaż w sumie dla mnie nie jest to żaden zarzut bo większość tworów różnych dziedzin opiera się na schematach i gdybym miał ciągle na to narzekać to pewnie bym był bardzo smutnym człowiekiem. W skrócie: bronię. Szkoda za to było mi czasu antenowego.

Całość ma tylko 13 odcinków przez co historii bazującej na mandze, którą już teraz wiem, że na pewno przeczytam, nie udało się w całości upchnąć. A co jeszcze bardziej mnie boli, drugiej serii jak nie było tak nie ma i nic nie wskazuje na to aby miała się pojawić. Wracając, fabuła jest OK. Dużo razy mnie rozśmieszyła i miała zadatki na wywołanie głębszych emocji. Cóż, lubię tego typu historie, a ta przypadła mi do gustu dodatkowo poprawiając raz po raz humor. Powtarzam, wielka szkoda, że całość urywa się w sumie w połowie, nie ma tutaj wyraźnego zakończenia, a ostatni epizod wygląda po prostu jak zwykły odcinek po którym powinien nastąpić następny. Zamiast jednak dalej ględzić o fabule chciałbym skupić się na postaciach bo są one zaskakująco mocnym punktem całości.

Jak mogłoby zabraknąć epizodu z pokojówkami?

>Króliczek!
Zacznę od protagonisty. Nie lubiłem go. Tyle że mam na myśli po prostu nie darzenie go zbytnią sympatią, nic więcej. Miał kilka momentów w których chciałbym aby zachował się inaczej, ale jakoś ani razu nie postąpił w sposób jaki by mnie wkurzył. No i ta jego cała fobia doprowadzała do naprawdę zabawnych sytuacji. Oprócz niego o sympatię widzów walczy też oczywiście Konoe Subaru więc przystańmy chwilę na niej. No więc, jak na złość, przez większość czasu udaje mężczyznę więc ciężko trochę aby mi się spodobała. Jej piersi są przewiązane bandażem, nosi ubranie typowe dla lokaja, ma związane włosy. Wszystko staje na głowie gdy wreszcie widzimy ową bohaterkę w kobiecej wersji. Tych momentów niestety jest mało, ale może właśnie przez to widz bardziej je docenia? Wracając więc do tego co pisałem przed chwilą, gdy Konoe ma rozpuszczone włosy potrafi zauroczyć. Szczególnie dodając do tego fakt, iż głos podkłada jej Iguchi Yuka występująca także jako między innymi Reizei z Girls und Panzer czy Tsukihi z Serii Monogatari.

Zawstydzona tsundere. Like & Share.

Dalej mamy Kanade. Niezbyt podobało mi się niedoprecyzowanie kilku wątków dotyczących jej uczuć i wyjaśnienia będę musiał szukać w mandze. Tak poza tym jakoś przeszła ona w moim przypadku bez echa i to mimo, iż było jej podczas seansu naprawdę dużo. Teraz przechodzimy do postaci, których na ekranie jest trochę mniej, ale niech was to nie zwiedzie. Zatem poznajemy wspomnianą z niezbyt dobrej strony siostrę głównego bohatera, Kurehę, okazującą się bardzo miłą, otwartą i energiczną dziewczyną, no i moją ulubienicę czyli Usami Masamune mówiącą na protagonistę baka chiki (nie przymierzając, głupi kurczak co odwołuje się do jego lęku przed kobietami). Wcześniej nie posiadała ona żadnych przyjaciół, jest trochę zamknięta w sobie i jak na tsundere dość szybko następuje moment w którym się otwiera. Szkoda, że nie dano jej trochę więcej do roboty, ale skoro mamy tylko 13 epizodów to chyba nie mam co na to narzekać. Pod koniec do ferajny dochodzi jeszcze Narumi Nakuru, której znaki rozpoznawcze to bezgraniczne uwielbienie do... yaoi i nekomimi na głowie. Co będę mówił, cieszę się, że tej postaci nie było dużo, bo jawi mi się jako najsłabsza ze wszystkich, będąca bardziej prezentem dla fanów moe. A tak już całkiem na marginesie warto wspomnieć o ojcu Subaru, Nagare, który poprzez swoją nadopiekuńczość nie raz rozśmiesza.


A domknięcie wątków?

>Gdzie drugi sezon?
Kreska jest ładna i nie mam tu zastrzeżeń, zresztą gdy już jakaś mi przypadnie do gustu albo się do niej przyzwyczaję to rzadko znajduje poważne zastrzeżenia. Tła są ładne, postacie również, więc nie narzekam. Muzyka jest niestety dosyć nijaka i wyleciała mi z głowy od razu po seansie. Opening i ending to również nic specjalnego. Nie żeby była to jakaś wielka wada, ale zwykle fajny opening potrafi dodatkowo zachęcić do oglądania, a tutaj zonk. Jeszcze wracając na chwilę do kwestii graficznych mimo wszystko znalazło się tu miejsce dla fanserwisu i to nawet dosyć sporej (ale w granicach dobrego smaku) ilości. Nie jest to oczywiście poziom mistrzów gatunku czy nawet niektórych haremówek, ale wiedzcie, iż jest obecny.

Koniec końców zdaję sobie sprawę, że anime nie jest zbyt popularne. Trochę szkoda bo to pewnie jeden z powodów dla których o drugim sezonie jest cicho i pewnie tak pozostanie. Jeżeli lubicie romansidła gdzie dodatkowo można się odprężyć i pośmiać, bierzcie w ciemno. Ja sam, do teraz żałuję tego z jakim nastawieniem podszedłem do całości, ale w pełni oddaję serii sprawiedliwość i zabieram się za mangę.

0 komentarze:

Prześlij komentarz