czwartek, 7 listopada 2013

Adventure time!


Virtual reality – termin jednocześnie dość dobrze kojarzony przez osoby siedzące w temacie nowinek sprzętowych, graczy, a nawet zwykłych ludzi którzy przeczytali o całym zjawisku w Internecie, a jednak porządnie od nas odległy. Dlaczego tak jest? Pewnie dlatego, iż dotąd żadna firma nie wzięła tematu na poważnie spychając większość projektów do miana nikomu niepotrzebnych zabawek dla bogatych. Znaki na niebie i ziemi wskazują jednak, iż niedługo cała sytuacja może ulec diametralnej zmianie.

Nie chcę abyście rozpatrywali ten tekst jako skrótowy opis tego co wiemy o Oculus Rifcie. To bardziej felieton na temat całego zjawiska VR skupiający się właśnie na nim. Spróbuję nakreślić powody takiego stanu rzeczy.

EVERY TIME IS A GOOD TIME FOR A VR
Gry zawsze były i będą w wielu aspektach umowne. Nigdy nie odwzorują zbyt pieczołowicie rzeczywistości, a nawet jeśli to raczej nie wróżę sukcesu takim ultrarealistycznym tytułom. Co innego wręczenie nam jak najbardziej realistycznych doznań zachowując uproszczenia jakie w prawdziwym życiu nie mają racji bytu (nie czuję jak rymuję). Do czego dążę? W tym roku światło dzienne i nasze pieniążki (dużej części z nas) ujrzą konsole nowej generacji. Podejrzewam, że zanim na dobre przywykniemy do ich obecności (bo dla mnie taki przeskok nie będzie czymś łatwym) medialny szum długo ich nie opuści.

Wygoda, kolejna z zalet Oculusa.

Wiadomo, morze opinii, początek równie nowych sporów o słuszność zakupu i inne pierdoły (które swój początek mają już w sumie w tej chwili), ale nie o tym chciałem pisać. Pragnę za to abyście na chwilę zapomnieli o PS4, XBO, nowej generacji i tym wszystkim, aby waszym oczom ukazała się „zabawka” która jest obecnie moim najbardziej oczekiwanym sprzętem po który będę biegł jak tylko pojawi się w sklepie. Dlaczego? Bo oto szansa by moje doznania podczas grania były całkowicie nowym przeżyciem i mam szczerą nadzieję, iż przeżyciem wyjątkowym, wartym każdej ceny.


Nagroda dla najciekawszej nowinki, jakby nie patrzeć, zasłużona.

No ale spróbujmy spojrzeć też trochę chłodniejszym okiem. Po pierwsze, zdaje sobie sprawę, że pewnie wiele projektów podobnego rodzaju (czyli po prostu gogle VR) jest w tym samym czasie tworzona i być może Oculus powołany do życia dzięki Kickstarterowi okaże się błahy gdy na scenę wejdą Microsoft, Sony, Google (to znaczy, już coś tam pokazali, ale to na razie zbyt mało aby o tych projektach mówić poważnie, nawet tych ukończonych) czy inni wielcy producenci. Dlaczego więc piszę właśnie o Oculus Rift?

Przede wszystkim dlatego, iż jego możliwości można ujrzeć już teraz, wystarczy zakupić prototyp. Do tego Internet roi się od masy nieoficjalnych, lepszych lub gorszych, aplikacji, filmików, artykułów etc. pokazujących na przykład połączenie okularów z... działającym jak Move podpinany pod PS3, kontrolerem ruchu Razer Hydra. I naprawdę każdy kolejny pokaz tego co z tym urządzeniem można wyczarować sobie przed oczami sprawia, że mój apetyt na nie ciągle rośnie. Do tego całość mimo wszystko ładnie się prezentuje i jest leciutka (przynajmniej jak na tego typu sprzęt), a coraz więcej producentów deklaruje chęć wspierania urządzenia. Jak to będzie wyglądać w praktyce – zobaczymy. Ja staram się być dobrej myśli.

Ja chcę taką. TERAZ!

CHOOSE YOUR WIFE RATHER BY YOUR GOGGLES THAN BY YOUR EYE
Czy więc wreszcie jest szansa aby podczas grania rzeczywiście oderwać się od rzeczywistości? Sądzę, że tak i to bardzo duża. Bądźmy szczerzy: na większość rzeczy które odczuwamy (nawet na ból) ogromny wpływ mają nasze oczy. One rejestrują co się dzieje i potrafią mieć wpływ na inne zmysły. Nie dziwota więc, że postawienie kroku na wirtualnej ziemi, kiedy otacza nas wirtualny świat i wirtualne postacie jest przeżyciem (no po prostu musi nim być!) niezwykłym.

Wirtualny parkour? Czemu nie!

Póki co Oculus wyświetla obraz tylko w 720p lecz doglądając przyszłości, ma się to zmienić. Jest to oczywiście jedna z wielu poprawek (czy może usprawnień) jakie jeszcze przed premierą pełnej wersji (która raczej nie odbędzie się w tym roku) trzeba zaimplementować. Innym, do tego niezbyt dobrze rokującym, babolem są nieprzyjemne efekty odczuwane przez niektóre osoby po kontakcie z urządzeniem. No cóż, jakby nie patrzeć w jakimś stopniu oszukujemy swój mózg. O czym warto wspomnieć, według Brendana Iribe’a, dyrektora generalnego firmy stojącej za Oculusem, najnowsze modele (mówię tu wciąż o Development Kitach) są nieudogodnienia pozbawione.

Prototyp urządzenia na oficjalnej stronie kosztuje 300 dolarów. To dość dużo, zwłaszcza zważając na fakt, iż to tylko (czy może aż, zważając na fakt, że mimo wszystko dobrze sprawuje się w akcji?) pokazówka możliwości aniżeli prezentacja ich w całej okazałości. Wielu powie na pewno, że niepotrzebnie się nakręcam, ale od zarania dziejów marzyłem o goglach wirtualnej rzeczywistości z prawdziwego zdarzenia, takich które przeniosą mnie dosłownie do innego świata. Dziś ten sen staje się coraz bardziej realny. Aha, nowe zamówienia będą wysyłane dopiero w grudniu.

Wsparcie. Tym Oculus może sie pochwalić.

Co jeszcze podoba mi się w tym sprzęcie? Otwartość. Wierzę, że po premierze całość będzie na tyle przystępna aby użytkownicy mogli sami bez problemu tworzyć aplikacje na Oculusa. Architektura wersji prototypowej jak najbardziej pozwala mieć na to nadzieję, czy to wyjdzie w praktyce – jeszcze się zobaczy. Mnie do szczęścia na jakiś czas powinna wystarczyć Hatsune Miku do użytku własnego.

Nie byle co, bo jedno z najlepszych brytyjskich pism o grach.

Oczywiście poza wspomnianą panienką możliwości są ograniczone tylko wydajnością urządzenia i równie dobrze zamiast wirtualnej dziewczyny możemy mieć wirtualnego pieska, być świadkiem inwazji obcych, obejrzeć film, przejść się po fikcyjnym mieście czy nawet takim prawdziwym odwzorowanym w 3D... nawet gdy to piszę przechodzą mnie ciarki, a to tylko czubek góry lodowej i tego co jeszcze można wymyślić. I nie, nie wróżę z fusów jak to się mówi – po prostu chciałbym aby wymienione wyżej rozwiązania znalazły się w finalnym produkcie. Na razie to trzymajmy kciuki aby Oculus Rift w ogóle wyszedł, miał odpowiednio przystępną cenę i osiągnął wielki sukces (byłbym też wdzięczny za dystrybucję w naszym pięknym kraju).

Na koniec pozostaje mi tylko czekać z niecierpliwością aż dziecko zrodzone z Kickstartera wreszcie wejdzie na salony i sam będę mógł sprawdzić prawdziwe możliwości oferowane nam przez deweloperów i ile z nich sprawdza się w praktyce. Oby twórcy nie odpłynęli w morzu pochwał, pozytywnych opinii, nagród i dalej skupiali się na dostarczeniu nam sprzętu VR z najwyższej półki. Takiego jakiego jeszcze nie było, a także takiego na jakiego warto będzie wydać ciężko zarobione pieniądze. Wtedy będę zadowolony, myślę że wy też.

0 komentarze:

Prześlij komentarz