Zdaję sobie sprawę, iż duża część z was odpuści sobie to anime już w momencie gdy nadmienię, że jest to haremówka. I chociaż od tej pochopnej decyzji nijak nie mogę was powstrzymać, chciałbym spróbować. Bo jednak poza całym schematem bohatera otoczonego zewsząd niewiastami, nie raz zapominałem z jakim gatunkiem mam do czynienia. Szczególnie w pierwszym sezonie. Chociaż i w całości wspomniany schemat raczej nie występuje.
NIE MA TEGO ZŁEGO
OK, wiem co większość powie: haremówki to nic wartego czasu i wszystkie wyglądają podobnie. Wiem także, że w tym stwierdzeniu kryje się sporo racji. Niesprawiedliwie byłoby też abym nie nadmienił, iż do seansu podchodziłem dwa razy, udało się za trzecim. Dlaczego? Ogromna ilość ecchi i skrajna głupota pierwszego odcinka skutecznie mnie do siebie zraziły. Dwa razy. Za trzecim jednak postanowiłem zacisnąć zęby i... z miejsca obejrzałem dwa sezony, wszystkie (swoją drogą tragiczne, koncentrują się wyłącznie na ecchi, ale do tego jeszcze wrócę) odcinki specjalne plus OVA. No, może zacznę od początku.
Bohaterem serii jest Issei Hyoudou – porządnie zboczony licealista który marzy o stworzeniu własnego haremu. Niby brzmi to dziwnie, ale o dziwo eliminuje też problem cholernie nieśmiałego bohatera jakich często wpycha się do tego gatunku, który sprawiałby wrażenie najbardziej wstydliwej/nieporadnej/zakompleksionej osoby na świecie (może nie jest tam aż tak źle, ale w tę stronę uderzało na przykład bardzo dobre Date A Live). Ale wróćmy do protagonisty. Jak mówiłem jest niebywałym wręcz zboczeńcem co seria podkreśla na każdym kroku. Podgląda dziewczyny w szatni, ciągle fantazjuje o napotkanych niewiastach, ma obsesje na punkcie piersi i szczerze mówiąc wielu osobom może on doskwierać.
Od lewej: Xenovia, Kiba i Irina
Ja koniec końców polubiłem głównego bohatera – gdy czasem otwierał usta miewałem niekontrlowane napady śmiechu (co powiecie na wykorzystanie w walce zdolności... niszczącej kobiece ubrania? Albo przemowy na temat idealnego haremu podczas ważnej walki?) i mimo całej swojej specyfiki miał dobre serce, pomagał przyjaciołom, po prostu mi podpasował. Zwłaszcza, iż jego zabójcze teksty w drugim sezonie rozwinęły skrzydła (oj wiem, bardzo prosty humor, ale tu się sprawdza).
Wracając do fabuły: przez swoje dość przedmiotowe traktowanie niewiast Issei (jak i jego równie pokręceni koledzy) nie ma zbytniego powodzenia u przedstawicielek płci pięknej. Pewnego dnia jednak wszystko się zmienia i całość wskazuje na niebywały dar od losu – oto nieudacznik i niedoszły lowelas poznaje przepiękną dziewczynę, która z miejsca umawia się z nim na randkę. Gdzie jest haczyk? Wspomniane dziewczę to Raynare – upadła anielica zabijająca Hyoudou zaraz po jego pierwszej randce.
Ja koniec końców polubiłem głównego bohatera – gdy czasem otwierał usta miewałem niekontrlowane napady śmiechu (co powiecie na wykorzystanie w walce zdolności... niszczącej kobiece ubrania? Albo przemowy na temat idealnego haremu podczas ważnej walki?) i mimo całej swojej specyfiki miał dobre serce, pomagał przyjaciołom, po prostu mi podpasował. Zwłaszcza, iż jego zabójcze teksty w drugim sezonie rozwinęły skrzydła (oj wiem, bardzo prosty humor, ale tu się sprawdza).
Wracając do fabuły: przez swoje dość przedmiotowe traktowanie niewiast Issei (jak i jego równie pokręceni koledzy) nie ma zbytniego powodzenia u przedstawicielek płci pięknej. Pewnego dnia jednak wszystko się zmienia i całość wskazuje na niebywały dar od losu – oto nieudacznik i niedoszły lowelas poznaje przepiękną dziewczynę, która z miejsca umawia się z nim na randkę. Gdzie jest haczyk? Wspomniane dziewczę to Raynare – upadła anielica zabijająca Hyoudou zaraz po jego pierwszej randce.
Dogorywającego Romea z opresji ratuje Rias Gremory będąca demonem wysokiego rodu i czyniąca z protagonisty swego sługę, a raczej pionka, albowiem każdy z służących jej demonów odpowiada jakiejś figurze szachowej. Tu zaczyna się cała przygoda, poznawanie nowych bohaterów i walka Isseia o kobiece względy. Przynajmniej na tym koncentruje się pierwszy sezon i, wierzcie lub nie, nie zalatuje jakoś haremem na kilometr. Co prawda jest tutaj tyle ecchi, że nawet Highschool of the Dead mogłoby się zgorszyć, ale też nie każdemu musi to przeszkadzać. Drugi sezon natomiast koncentruje się na bitwie trzech głównych frakcji. Wspomnianych upadłych, demonów i zwyczajnych aniołów. Od razu powiem, że jeśli ktoś jest wrażliwy na jakiekolwiek wątki religijne raczej zadowolony z wielu śmiałych powiązań nie będzie. No cóż, mnie to jakoś szczególnie nie gryzło, ale wszystko zależy od tego na ile potraficie się zdystansować.
Władająca błyskawicami Akeno
JEST GOOD
Całość jak na harem ma bardzo solidne fundamenty. Fabuła wbrew pozorom nie skupia się na walce tryliona słodkich dziewczynek o względy głównego bohatera tylko bardziej na wątkach nadprzyrodzonych i chwała jej za to. Świat tu przedstawiony jest naprawdę fajnie pomyślany i leciutko przywodził mi na myśl Rosario+Vampire. Powiem od razu, że bije je na głowę bez zbytniej zadyszki. Tak w sumie to łyka je bez popitki, ponieważ sporo tu także dobrze zrealizowanej (są nawet elementy kojarzone z mecha) akcji. Naprawdę mam niebywałe przeczucie, że jeśli ktoś przeboleje luźność całości i masę ecchi to niezależnie czy lubi haremówki czy nie, powinien się tu bez problemu odnaleźć. Zwłaszcza, że dostajemy też sporo fajnych postaci.
Jedną z nich jest już wspomniany protagonista. Bez wątpienia ciężko mi było go nie polubić na dłuższą metę. Jak dla mnie, zachowywał się dokładnie tak jak powinien bohater haremu. Dalej jest Raynare której dano nam zdecydowanie za mało i miałem z tego powodu lekki niedosyt, potem Rias która serca mojego raczej nie skradła, ale jakoś pod koniec pierwszego sezonu się do niej przekonałem. Mamy przepotężną magiczkę Akeno Himejimę (tutaj bezdyskusyjny plus), Yuuto Kibę (też da się go lubić, szczególnie jak poznamy jego niezbyt kolorową przeszłość w drugim sezonie), Koneko Toujou (plus!) i Asię Argento, przynajmniej pozostając przy postaciach pierwszoplanowych.
Ecchi jest tutaj rekordowa ilość
W drugim sezonie postanowiono natomiast nie tylko porządnie rozwinąć przewijające się dotychczas postacie poboczne, ale też dodać kilka nowych. Z tych ważniejszych warto wymienić Xenovię, ja się do niej nie przekonałem, ale ma potencjał na fajną bohaterkę. Pod koniec dostajemy też chyba najgorsze co mogło się przytrafić tej serii w segmencie postaci czego z całego serca nienawidzę. Żeby niczego nie zdradzać pozostawiam odgadnięcie waszej inwencji twórczej. Jako wisienka na torcie, czyli postać która straszliwie mi się spodobała, ale było jej tak mało, iż rwałem włosy z głowy pozostawiam Irinę Shidou – dajcie mi jej więcej, a będę wniebowzięty.
W drugim sezonie postanowiono natomiast nie tylko porządnie rozwinąć przewijające się dotychczas postacie poboczne, ale też dodać kilka nowych. Z tych ważniejszych warto wymienić Xenovię, ja się do niej nie przekonałem, ale ma potencjał na fajną bohaterkę. Pod koniec dostajemy też chyba najgorsze co mogło się przytrafić tej serii w segmencie postaci czego z całego serca nienawidzę. Żeby niczego nie zdradzać pozostawiam odgadnięcie waszej inwencji twórczej. Jako wisienka na torcie, czyli postać która straszliwie mi się spodobała, ale było jej tak mało, iż rwałem włosy z głowy pozostawiam Irinę Shidou – dajcie mi jej więcej, a będę wniebowzięty.
SMYCZKI
Strona techniczna to straszliwie mocny element. Kreska jest bardzo ładna, nowoczesna, animacja płynna, niekiedy dużo się dzieje, a projekty postaci również nie pozostawiają nic do życzenia: są strasznie staranne i pieczołowite co zresztą możecie zauważyć już na screenach, ale zapewniam, iż w akcji wygląda to jeszcze lepiej. Oczywiście jest to kreska typowa dla anime, raczej nie ma wiele wspólnego z realizmem. Tym co niesamowicie mnie zaskoczyło była muzyka: stoi na niebywale wręcz wysokim poziomie! Przeważają tutaj smyczki i przygnębiające brzmienia które wprost uwielbiam. Niby mogę napisać żebyście odsłuchali sobie soundtrack na YouTube, ale tym razem naprawdę to zróbcie bo warto. Openingi i endingi też dają radę, ale tutaj zdecydowanie lepiej wypada pierwszy sezon.
Odniesień do religii jest tu dużo więcej
Zanim jeszcze przejdę do meritum parę słów o odcinkach specjalnych. Tragedia. To jedno słowo chyba dobrze je opisze. Nie dość, że koncentrują się tylko i wyłącznie na ecchi, to są krótkie i ogółem do niczego. Tak samo w przypadku obu OVA. Te przynajmniej opowiadają jakąś historię, ale nie wnosi ona kompletnie nic do fabuły i tu też skupiamy się głównie na wdziękach głównych bohaterek. OK rozumiem, że takie coś prawie zawsze jest luźniejsze i robione na boku, ale mimo wszystko, jestem na nie.
Zanim jeszcze przejdę do meritum parę słów o odcinkach specjalnych. Tragedia. To jedno słowo chyba dobrze je opisze. Nie dość, że koncentrują się tylko i wyłącznie na ecchi, to są krótkie i ogółem do niczego. Tak samo w przypadku obu OVA. Te przynajmniej opowiadają jakąś historię, ale nie wnosi ona kompletnie nic do fabuły i tu też skupiamy się głównie na wdziękach głównych bohaterek. OK rozumiem, że takie coś prawie zawsze jest luźniejsze i robione na boku, ale mimo wszystko, jestem na nie.
"KONIEC KOŃCÓW"
Koniec końców zostałem pozytywnie zaskoczony. Jak mówiłem, żeby się przekonać niektórzy będą musieli mocno zacisnąć zęby, ale ja nie żałuję ani minuty poświęconej na oglądanie i naprawdę polecam wam spróbować. Nawet jeśli nie lubicie haremu, a przesadna ilość ecchi was odrzuci. U mnie z każdym odcinkiem było coraz lepiej, a że do gatunku żadnych obiekcji nie mam, ode mnie leci kolejna polecanka. Bierzcie lub nie. Ja czekam na trzeci sezon.
0 komentarze:
Prześlij komentarz